Dzień dobry,
Moja noworoczna włoska wyprawa dobiega powoli końca i czas zaadaptować się do krajowych temperatur i śniegu:). Pociesza mnie to, że jeśli dobrze pójdzie, z początkiem lutego wybiorę się wraz z grupą znajomych na kurs fotograficzny na Sycylię (będziemy mieszkać na farmie cytrusów), więc niedługo znów powitam światło i ciepło.
Ostatnio zabrałam Cię w uliczki Neapolu. Dziś podejdziemy troszkę bliżej, na stoiska uganiające się od owoców, warzyw oraz oczywiście ryb i wszelakich skorupiaków.
Fotografuję je takimi, jakie są.
Znajdziesz tam więc rzeczy, które będą Ci się podobać lub takie, które niekoniecznie okażą się apetyczne.
C’est la vie!
Zapraszam!
Większość straganów w centrum Neapolu jest ułożonych po prostu wzdłuż tłocznych uliczek. Wiele z nich jest czynnych do późnych godzin nocnych.
Sprzedawcy regularnie spryskują owoce wodą, aby nadać im dodatkowej nutki świeżości. Wygląda to rzeczywiście ładnie i apetycznie, aczkolwiek przy niektórych uliczkach unosi się taki zapach spalin (ciągle przejeżdżają vespy), że trudno jest myśleć o cytrusowych gajach:).
Na straganie wygrzebałam szyszkę pinii (to w niej są orzeszki piniowe). Kupiłam ją, bardzo zadowolona z siebie, ponieważ miałam nadzieję, że jakoś się z nich wydobędę orzeszki.
Niestety, nici z tego. Dopiero potem Marko, nasz gospodarz (jeśli szukacie dobrej lokalizacyjnie i w miarę po cenie miejscówki w Neapolu, mogę Wam polecić B&B Museum) wyjaśnił, że szyszka służy raczej jako ozdoba świątecznego stołu i wokół niej układa się różne owoce. Troszkę mi mina zrzedła, niemniej nadal jest bardzo piękna!:)
Oczywiście na straganach znajdziesz też inne rzeczy.
Chociażby małe cukinki z kwiatami. W środku zimy.
Jeśli lubisz książki Jamiego albo ogólnie kuchnię włoską czy południowo-francuską na pewno natkniesz się właśnie na kwiaty cukinii. U nas dość trudno dostępne, tutaj jak widać – praktycznie przez cały rok. Z tego co zaobserwowałam, najczęściej podawane są jako smażona przystawka.
Oczywiście masa innych warzyw..
Owoców..
Grzybów..
Oraz trochę zieleniny. Królują przerośnięte pędy brokułów. Tak przynajmniej mi się wydaje:). Można je też kupić drobno posiekane, w marketach. Zgaduję – nie jestem pewna – że jest to wkładka do zupy.
Część zieleniny jest przygotowywana (czyt. oskubywana) bezpośrednio na miejscu.
Znalazłam także stoisko z podrobami. Wyglądają.. cóż, jak podroby.
I najciekawsza dla mnie część: stoiska z owocami morza. Nie miałam okazji spróbować owoców morza (knajpki na wyspie Ishia były pozamykane, a w samym Neapolu jest dość trudno znaleźć coś serwującego owoce morza „ot tak”). Na straganach widać obfitość – jestem ciekawa, co dzieje się na jednym z największych targów rybnych we Włoszech, w Katanii:)
Owoce morza to coś, czego zawsze zazdrościłam południowym nacjom. W prawie każdej anglojęzycznej książce kucharskiej można spotkać „weź świeże małże”, „świeże krewetki”, „ostrygi”, „homary”. Pamiętam, że w mojej pierwszej w życiu książce kucharskiej, z której uczyłam się gotować z książką „Gotuj z Oliverem” i połowa była poświęcona właśnie rybom oraz owocom morza. To był dla mnie dość duży szok. Wydaje mi się jednak, że świeże owoce morza to właśnie najlepiej nad morzem albo oceanem, w Polsce trudno je dostać.
Na dzień dobry przywitał nas miecznik. Nigdy nie widziałam miecznika na własne oczy.
Jedno z większych stoisk. Znajdziesz wszystko, czego dusza zapragnie.
Zdjęcia trzeba robić szybko, ponieważ sprzedawcy grzecznie acz stanowczo mówią „prego, prego”. Albo kupujesz albo się odsuń i pozwól robić biznes:)
Świeże małże..
Świeże ostrygi.. Gdyby nie to, że nie miałam ze sobą scyzoryka, kupiłabym z kilogram!
Te muszelki mnie zupełnie urzekły:). Co jest u góry – nie mam pojęcia.
Kamlary i ośmiornice też się znajdą..
Oczywiście ryby.
Czasami ktoś mnie pyta jak rozpoznać świeżą rybę. Jeśli jest naprawdę świeża, będziesz wiedzieć, że jest świeża. W tym wypadku chyba nie ma wątpliwości: błyszczące oko i czerwone skrzela..
Jeśli kupisz taką rybę, sprzedawca może ją wypatroszyć dla Ciebie na miejscu. Kiedy widzę taki obrazek, troszkę chce mi się śmiać.
Czasem kręcę filmy na YouTube i wiem od zaprzyjaźnionych youtuberek, że jeśli nie splotą włosów albo broń boże mają lakier na paznokciach, zaraz znajdzie się grono „oglądaczy” osądzających je od czci i wiary, bo higieny nie znają.
Polecam wszystkim narzekaczom wybrać się do Neapolu i porozmawiać o higienie ze sprzedawcą świeżych ryb. Węgorz upadł na bruk, to się podniosło, opłukało i już. Pan obiera rybę w 10 sekund.
Same zdjęcia nie oddają zapewne dobrze klimatu, więc przygotowałam również króciutki, uliczny filmik:
Można oczywiście kupić także ryby w innej formie, jak choćby anchovies na wagę:
Na uliczkach znajdziesz też wiele więcej.
Słodkości, street-food (uliczne jedzenie), stragany z rękodziełem..
Ale o tym może innym razem!:)
Pięknego dnia!