Dzień dobry,
Mieszkam w Krakowie. I tak jak większość Krakusów, uwielbiam lody.
Jesteśmy w stanie stać w długich kolejkach na obrzeżach miasta (pozdrowienia dla kolejki na Starowiślnej!), byleby dostać kilka gałek dobrych lodów. Doceniamy lody smaczne i naturalne: furorę biją miejsca, gdzie jest zaledwie kilka smaków, ale są takie, wiecie „prawdziwe”. Mamy ranking najlepszych lodziarni i zupełnie jak Włosi, możemy mocno spierać się o to, gdzie lody są najlepsze. Oczywiście, jak w większości miast na świecie, nieświadomi turyści są zazwyczaj wprowadzani w maliny i zamawiają chemiczne badziewie (bo dobrych lodziarni trzeba się troszkę naszukać), ale Krakowianie to co innego. W Krakowie, jeśli się wie gdzie, można znaleźć bardzo dobre lody: kultowe lody na Starowiślnej, niezłe na ulicy Szewskiej (chociaż nie przepadam), bardzo dobra i relatywnie nowa lodziarnia na Dionizetti (moja ulubiona!).
Ba! Jeśli ktoś z okolicy jedzie do Nowego Targu czy Starego Sącza to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że nie odpuścił sobie przyjemności skosztowania kultowych lodów z południowej Polsce. Jednym słowem: miłość do lodów w mieście Kraka jest duża i znajdziecie parę dobrych lodziarni.
Pierwszy weekend lipca spędziłam jednak w Poznaniu, na Blog Conference Poznań i to czego doświadczyłam lodowo i kulinarnie w Poznaniu przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
W samym centrum jest około 20 lodziarni, które produkują lody „tradycyjne” z czego kilka, które wytwarzają je wyłącznie z naturalnych składników. I to jakich! Jedliście kiedyś lody marakujowe? Nie z „dodatkiem marakuji” ale 100% czystego puree? Ja też nie! Gdyby pojawiły się w Krakowie, pewnie uznałabym je za jakąś ciekawostkę.
Tutaj fantastyczne lody z marakui znalazłam w kilku miejscach. Lodziarnie poznańskie (czasem to po prostu malutki wózeczek z lodami) fundują niesamowite smaki. Byłam chyba w największy ukrop, więc królowały sorbety. Ale jakież to były sorbety. Kiwi, agrest, marakuja, mango-banan.. i daję Wam słowo, czysta rozkosz!
Lody jadłam kilka razy dziennie, kupowałam często „w ciemno” (razem z przyjaciółkami) i zawsze były to lody na poziomie, po który w Krakowie ustawiałyby się kolejki. Zaledwie dwie gałki (czasem jedną), ale za to fantastyczne!
Lody z solonym karmelem:
Sorbet czekoladowy i papaja albo coś w ten deseń..
I na koniec moja miłość. Jadłam tam 3 razy dziennie. Lody Lodzia na Wrocławskiej. 100% naturalnych składników, dzikie smaki (dajcie mi w Krakowie agrest w białej czekoladzie!), fantastyczne możliwości personalizacji w formie posypek.
A lody podają tak:
Marakuja, polewa czekoladowo-jagodowa, pistacje, orzechy, goji… Ślinię się do monitora..:)
A jakie to było dobre… kiwi w białej czekoladzie!
Koleżanka wzięła skromnie, z bezikami.
Mus czekoladowy, o rany, jaki dobry..
Te lody wymiatają i nie jest to moja odosobniona opinia. Próbowałyśmy ich razem z Kucharnią(to ta dziewczyna, z którą pokazywałyśmy Wam jak upleść chałkę), Moją Pasją Smaku, Chillibite, Everyday Flavours (to ona nam pokazała te pyszności), Bake and Taste i Matka Wariatka. Skoro taka ekipa chwali, coś musi być na rzeczy!
Na koniec wizyty w Poznaniu skusiłam się jeszcze na agrest:)