Spis treści
Dzień dobry,
Zapewne część z Was już wie, że ubiegły tydzień był dla mnie bardzo intensywny. Przedpremiera książki, miliony spotkań oraz wizyta w DD TVN. Właściwie dwie wizyty, w ciągu bardzo, bardzo krótkiego czasu. Wiem, że wielu z Was nie ma telewizora albo możliwości oglądania telewizji śniadaniowej, więc przygotowałam dla Was krótkie podsumowanie wraz z linkami.
Dodam, że chyba bardziej telewizją stresowali się moi Rodzice oraz moja Babcia (cyt. „Ubierz się jakoś ładnie, nie jak zawsze”), niż ja:)
Skoro więc dostałam zaproszenie oraz babciny przykaz wyglądania dobrze, nie zostało mi nic innego, jak spakować moje jedyne eleganckie buty i równocześnie najwyższe szpilki (chociaż to podobno są koturny) jakie posiadam i ruszyć do Stolicy!
Dodam, że oczywiście cały czas chodziłam w sandałach, wysokie buty zostawiłam sobie do przebrania na „godzinę zero”. Właściwie, jeśli śledzicie Zakątkowego Facebooka to na pewno wiecie, że modowych dylematów było po drodze sporo :-)
Jak było w telewizji?
Często dostaję takie pytanie.
Zacznijmy od tego, że w telewizji było bardzo miło. Każdy chce dobrze wykonać swoją pracę: pod pana, który zamawiał dla mnie zioła i kwiaty, przez panią, która podpina mikrofon, po prowadzących. Po prostu wszystkim zależy na tym, żeby poszło miło i sprawnie. Zaś przede wszystkim aby zmieścić się w czasie.
Czas w telewizji to słowo klucz i jest na wagę złota. Początkowo miałam mówić przez 10 minut, potem przez 7, potem przez 5 i koniec końców moje pięć minut sławy skurczyło się do czterech. W takich warunkach trudno pozbyć się stresu – w moim wypadku jest to stres wynikający z tego, że chcę powiedzieć jak najwięcej.
W przypadku ziół jest jeden mały problem: anegdotyczność przekazu Nie jestem w stanie podjąć żadnego tematu głębiej, czy pokazać, że są różne punkty widzenia. Masz te kilka minut i nie ma zmiłuj się.
Mój Pan ciągle mi przypomina, że to telewizja śniadaniowa, nie wykład na Uniwersytecie, ale za każdym razem stresowałam się tak samo. Tak naprawdę przygotowywałam się już parę dni wcześniej, czytając dużo o wodach kwiatowych, zaś potem przypominając sobie jeszcze składniki czynne ziół.
Kiedy jechałam do Warszawy, za każdym razem brałam ze sobą książki oraz notatki. Oto fragment moich notatek dotyczących tematu o wodach kwiatowych. To nic, że wiedziałam co mówić: chciałam po prostu ogarnąć jakoś strukturę. Jak się potem okazało: przydało się:)
Przezorny zawsze ubezpieczony..
Starałam się podczas każdego wystąpienia zawrzeć maksimum informacji (dość dobrze opanowałam szybkie mówienie;)) i zawsze wrzucić kilka ciekawostek. Wiecie, chciałam, żeby komuś gdzieś tam po drugiej stronie ekranu, coś ciekawego zostało. W końcu zioła są tego warte!
O czym mówiłam w Dzień Dobry TVN?
Tym razem nie gotowałam. Mówiłam o ziołach:)
Za pierwszym razem poproszono mnie o to, aby porozmawiać o wodach kwiatowych. Mieliśmy mówić o różnych wodach odpowiednich do różnego rodzaju cery, ale czas magicznie się skurczył i został „tylko” pokaz (będzie więcej o wodach na Ziołowym Zakątku!) przygotowania oraz właśnie kilka słów o wodach kwiatowych jako takich.
Wybrałam oczywiście kwiatową sukienkę. Dopiero potem złapałam się na tym, że mówiłam dość głośno (chociaż podobno można to wyciszyć z poziomu operatora dźwięku, widocznie mu to nie przeszkadzało;)). Już wiem dlaczego: kiedy nagrywam dla Was filmy, mój aparat jest ustawiony około dwa metry ode mnie. Mówię trochę głośniej, aby mikrofon dobrze łapał dźwięk. Tym razem jednak mikrofon był tuż pod szyją:)
Wody kwiatowe – hydrolaty.
Tutaj możecie zobaczyć co ciekawego mówiłam o wodach kwiatowych:). Coś tam nawijam pomiędzy tangiem i gwiazdami;-)
W sumie dobrze, że zabrałam te sensowne buty;). W studio najbardziej podobała mi się piękna panorama Stolicy.
Zioła, które warto mieć w domowej apteczce.
To co mówiłam (albo raczej to, że mówiłam szybko;)) bardzo się spodobało i zostałam zaproszona na „za tydzień” (było mi bardzo miło!), żeby opowiedzieć o ziołach, które warto mieć w apteczce. Tym razem trochę mniej się denerwowałam, ponieważ wiedziałam mniej więcej co mnie czeka i że nie ma większego sensu zbytnio się stresować.
Dodatkowo miałam szczęście: wieczór wcześniej w jednym z dworcowych przejść spotkałam panią, która sprzedawała takie oto śliczne bukieciki. W bukiecikach znajdował się bławatek (chaber bławatek) i udało mi się go potem włączyć na wizji:)
Tak naprawdę tempo było tak szalone, że nie zdążyłam powiedzieć nawet zdania o nagietku, ale przyznajcie, że starałam się jak mogłam!
Tutaj możecie obejrzeć fragment o ziołach w domowej apteczce.
Dodam tylko, że jeszcze nigdy nikt nie malował mnie tak długo, jak miła pani stylistka tego dnia. Chyba z 50 minut (głupio mi troszkę, że po powrocie do hotelu zrujnowałam efekt jej pracy, zmywając makijaż: ale mam nadzieję, że 30 stopni upału i spływający podkład mnie usprawiedliwiają).
Tak na marginesie: pytacie, dlaczego zostałam podpisana imieniem i nazwiskiem, nie podano adresu mojego bloga. Cóż, takie mają wewnętrzne ustalenia telewizyjne i ja je szanuję, w końcu jestem gościem:-)
Powiem Wam, że taki wyjazd do Stolicy był bardzo ciekawy ale też stresujący. Zwłaszcza, że połączyłam go w przeciągu bardzo krótkiego czasu z milionem innych rzeczy: spotkań, warsztatów, pisania publikacji etc. Nie martwcie się, usłyszycie o nich wkrótce!
Kiedy wróciłam do domu po tym całym maratonie czułam się całkiem dobrze. Jednak następnego dnia kiedy położyłam się na łóżku po prostu fizycznie padłam. Nie mogłam się ruszać ze zmęczenia i ogarnęła mnie taka apatia, jakiej jeszcze nie doświadczyłam.
Na szczęście miałam pod ręką ziele owsa (tak, to nie jest tak, że ja tylko innym doradzam co by tu wziąć, a sama nie biorę!), które jest świetnym tonikiem w przypadkach wyczerpania psychicznego.
Wypiłam chyba z trzy litry naparu i po kilku godzinach się zregenerowałam.
Myślę, że na dłuższą metę nie mogłabym bywać w Wielkim Świecie zbyt często!
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za wszystkie miłe słowa wsparcia, jakie od Was otrzymałam podczas moich wystąpień oraz potem (i za pomoc w wyborze sukienki, kto pomagał ten wie!:))