Dzień dobry,
Wiecie, do tej pory pamiętam, jak kilka lat temu z zazdrością czytałam na blogu Bei o przeróżnych odmianach dyni dostępnych w Szwajcarii. Wtedy u nas o tych wszystkich cudach można było tylko pomarzyć: właściwie, to i teraz zostawały w sferze marzeń.
Dlaczego sobie dyni nie posadzisz? Zapytacie.
Cóż, ktokolwiek kiedykolwiek sadził dynie w ogrodzie, wie, że jeden egzemplarz zajmuje mnóstwo miejsca i wszędzie się plezie: jeśli chce się mieć kilka odmian trzeba mieć kawał ziemi na zbyciu. Bardzo żałuję, że tego roku przymrozki przyszły bardzo wcześnie, ponieważ chciałam Wam pokazać, jak dynie zachwaściły pół ogrodu u mojej Babci.
Wracając do meritum: marzyłam, marzyłam i sobie wymarzyłam. W gminie pod Krakowem Igołomni, która jest naszym zielonym „zapleczem” jest wieś, która wydaje się żyć głównie z uprawy dyni. Pierwszy raz widziałam ciągnące się wzdłuż drogi stragany z dyniami jadąc na Europejski Festiwal Smaku w Lublinie. Zastanawiałam się wtedy, kto te wszystkie dynie kupuje?
Potem dowiedziałam się, że większość dyń uprawianych w Wawrzeńczycach (bo tak się nazywa owa dyniowa wieś) to duże, pomarańczowe dynie typu „Halloween”, które sprzedaje się głównie.. No wiadomo, Halloween.
Wśród tych gospodarstw jest jednak jedno, które specjalizuje się w ciekawych jadalnych odmianach dyni – JEdynie. Mają prawdziwe cudeńka w których z miejsca się zakochałam!
Dzisiaj pokażę Wam cztery dynie, które kupiłam na festiwalu Najedzeni Fest.
Nie myślcie jednak, że na tym się skończyło! Minimalizm zdecydowanie nie jest w moim stylu, i kilka dni temu zamówiłam kolejną dostawę dyniowych ekscytacji z różnych stron świata, stąd też możecie spodziewać się drugiej części postu i wielu dyniowych inspiracji (o ile wszystkiego nie zjem wcześniej:)).
To co, zaczynamy! Oto łup numer jeden.
Dynia piżmowa
Niestety, została już zjedzona, więc możecie zobaczyć ją tylko na filmie. Przygotowałam z niej proste placuszki dyniowe:) Podłużna, z miękką, pomarańczową skórką i przyjemnym miąższem. Jak dla mnie ważne jest to,że jest mała i dobrze się ją przewozi. Skórkę można schrupać razem z pieczoną dynią!
Dynia masłowa
Piękna, malutka i o ciekawym kształcie. Trochę kuli, trochę sześcianu.. Wymarzyłam sobie, że przygotuję z niej zupę. Słodkawa, ma bardzo fajny, kremowy miąższ. Zauważyłam, że pod wpływem ciepła robi się bardziej pomarańczowa.
Dynia Indomatrone
Dynia pochodząca z południa Włoch. Idealnie nadaje się do rzeczy włoskich czyli makaronów, kluseczek, ravioli, nadzienia do gnocchi. Potraktuję ją po włosku – planuję ravioli z dynią i szałwią:)
Dynia Kogigu.
Okej, przyznaję, że tej dyni nie jestem pewna, Wiem, że chciałam kupić dynię japońską Kogigu – odmianę dyni piżmowej o orzeszkowym miąższu, którą można zapiekać i jeść razem ze skórką. Ta dynia ma podejrzanie zbyt zieloną skórkę jak na kogigu (chociaż robiła się z czasem coraz to intensywniej pomarańczowa), więc muszę upewnić się u sprzedawcy:)
Tę dynię upiekłam i podałam do schabu pieczonego w marynacie hoisin, który to pokażę Wam innym razem:)Jak widzicie, wszystkie dynie są niewielkie, szybko się pieką (ale nie mają też wiele miąższu, w sam raz dla dwóch osób, chociaż dla całej rodziny trzeba by wybrać jakieś większe odmiany – oczywiście też są dostępne w sklepie).
To tyle na dziś, myślę,że szykuje się dyniowa część numer dwa:)
Jedliście jakieś ciekawe dynie? Której z moich byście spróbowali?
Pozdrawiam Was serdecznie?