Zakupy w Biochemii Urody – Film.

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

Kiedy byłam nastolatką, Mama nie mogła mnie doprosić,żebym zaczęła używać kremu. Po co tracić czas na krem, jak można czytać albo spać?Na szczęście dla mnie, nie miałam problemów ze skórą. Kremów, do jakichś dwóch lat wstecz używałam bardzo rzadko – w końcu poszłam po rozum do głowy i po mojej pierwszej fascynacji kosmetykami mineralnymi (zwłaszcza podkładami), zaczęłam świadomie kłaść coś na  buzię. Do tej pory szukam zestawień idealnych, staram się jednak,żeby pielęgnacja była skuteczna, możliwie naturalna (ale nie stronię od kosmetyków azjatyckich, inspirowanych naturą) i przyjemna.

Nie wiem jak Wy, ale dość łatwo wpadam w „drobne zakupowe grzeszki” – zwłaszcza przygotowując się do serii o kosmetykach naturalnych, trochę sobie pofolgowałam (ah, masło karite! kwiatowe hydrolaty!). Dziś chciałam Wam pokazać jedno z miejsc, gdzie czasami grzeszę drobnymi zakupami :-) Zapraszam Was do filmu pokazującego, co kupiłam w sklepie Biochemia Urody, Sprzedają tam półprodukty kosmetyczne jak i gotowe „mieszanki: – skorzystałam z obydwu opcji, zwłaszcza, że gromadzę ciągle rzeczy do przygotowywania własnych kosmetyków :-)

Tutaj możecie zobaczyć co zamówiłam. W dalszej części postu, krótka recenzja.

 

 

Sklep jest dość dobrze zaopatrzony, chociaż nie bez wad: czekanie na skompletowanie paczki i wysyłkę trwa dość długo, jeśli ma się jakieś szczegółowe pytania do obsługi klienta też trzeba czasem troszkę poczekać. Większość. produktów jest niedroga, ale konia z rzędem temu, kto powstrzyma się i zamówi jedną rzecz za parę złotych :-) Bardzo fajne są porównania składu rzeczy „biochemicznych” z drogimi kosmetykami – możecie je znaleźć na stronie.

Dodam tutaj, że nie wszystkie produkty Biochemii są w 100% Eko i w 100% bez konserwantów, trzeba znaleźć złoty środek pomiędzy użytecznością a naturalnością: oczywiście, możecie sobie ukręcić krem z dwutygodniową datą ważności, jeśli macie taką ochotę – jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dodać do niego eko-konserwant.

Ze sklepu polecam duży wybór wód kwiatowych (hydrolatów), nawilżający kwas hialuronowy, masła i oleje roślinne z certyfikatam.

Oto moja lista zakupów:

  • sok z aloesu: kupiłam go ze względu na właściwości nawilżające. Niestety, mnie po drugim czy trzecim zastosowaniu dość mocno podrażnił i dobrze, że nigdzie nie musiałam wychodzić, cała byłam czerwona ;-) Jest o o tyle dziwne, że teoretycznie, czysty sok i miąższ z aloesu nie mają żadnych właściwości uczulających. Być może w soku zostało trochę aloiny, żółtawej substancji, która jest podrażniającą częścią aloesu.  Spekuluję tutaj: ilość mogła być śladowa, ale wystarczająca, żeby podrażnić kogoś z nadwrażliwością. Na wizażu sok ma w większości bardzo dobre opinie, więc może Wam podpasować- raptem kilka osób, podobnie jak mnie, sok podrażnił. Dodam tutaj, że używam miąższu/żelu z aloesu (o tym innym razem) i nie mam na niego takiej reakcji.

Czy kupię ponownie? : Nie, wypróbuję raczej inny produkt aloesowy.

  • olejek do mycia twarzy, pomarańczowy: olejek na bazie oleju słonecznikowego. Właściwie jest to lekka emulsja, ponieważ do olejku dodaje się emulgator. Bardzo lubię olejki myjące z Biochemii Urody (w skrócie BU;)) – są delikatne, lekko się pienią i fajnie oczyszczają. Mój drugi ulubiony to olejek z drzewkiem herbacianym.

Czy kupię ponownie?  : Tak,chyba, że zrobię sobie sama coś fajnego do oczyszczania twarzy :-)

  • serum z witaminą C: liczyłam na bardzo dużo, zwłaszcza, że wcześniej używałam serum z granatem, które bardzo sobie chwaliłam. Serum oparte na hydrolacie z porzeczki i witaminie C. Niestety to serum nie bardzo mi odpowiada: jest strasznie kwaśne i szczypiące, pozostawia na skórze lepką warstwę i nie wydaje mi się,żeby witamina C miała szansę przejść głębiej do skóry, zanim się utleni. Dla porównania, mam bardzo fajne, azjatyckie serum z witaminą C, z firmy It’s Skin i wchłania się dużo fajniej. 

Czy kupię ponownie? Nie :-)

  • krem antyoksydacyjny: wiadomo, to jest krem, trzeba być cierpliwym. Na razie jest O.K, zobaczymy jak będzie wyglądać dalsze użytkowanie.

Oczywiście, są jeszcze inne miejsca, gdzie można się zaopatrzyć, o tym może innym razem.

Najfajniejsze jest to,że część rzeczy może znaleźć się zarówno w kuchennej szafce, jak i w kosmetyczce. Mam nadzieję po troszku pokazywać Wam część takich naturalnych, wielofunkcyjnych produktów. Zachęcam do śledzenia kanału na YouTube: będą się tam pojawiać recenzje różnych dziwnych rzeczy (które będę jakoś podsumowywać na blogu..)

Najtrudniejsze jest chyba przełamanie chęci „zbieractwa” i ograniczanie się z kolejnymi zakupami.

Pozdrawiam Was pięknie!

ps. trzymajcie za mnie kciuki,żebym znalazła w końcu chęć i przyjemność z gotowania.. mam tyle fajnych rzeczy w planach.. i wciąż nie czuję, żeby jedzenie było dla mnie ostatnimi czasy czymś więcej, niż biologiczną koniecznością..Źle się gotuje ze smutnym sercem.