Projekt na lato: zrób sobie wodę kwiatową!

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry!

Zaczęło się lato, zaczęły się wakacje, więc czas na wakacyjne projekty.

Dzisiaj zapraszam Was do przygotowania domowej wody kwiatowej lub też: bardziej poważnie i naukowo hydrolatu albo hydrozolu. Dziś proponuję Wam zrobienie domowej wody kwiatowej. Potrzebujecie tylko kwiatów, garnka, miski, wody i cegły! No dobrze, wiem, że nie każdy ma w domu cegłę, ale na pewno sobie poradzicie.

Od czasu kiedy pierwszy raz pisałam ten wpis minęło sporo czasu. Bardzo wiele się zmieniło w moim doświadczeniu z wodami kwiatowymi: zaczęłam destylować ręcznie alchemiczne hydrolaty w miedzianych alembikach, uczyłam Was destylować na warsztatach, obserwowałam, jak powraca zainteresowanie wodami kwiatowymi w aromaterapii…

Ale nadal mam sentyment do tego prowizorycznego, domowego „destylatora”. Jest COŚ w obserwowaniu z niecierpliwością czy „to działa”, w bawieniu się w chemika, co daje bardzo dużą satysfakcję. Chociaż raz. Dlatego nawet teraz, po latach, chętnie Wam pokażę jak zrobić taki mini domowy destylator do wody ziołowej. Najłatwiej potem użyć jej jako toniku do twarzy, można też wypić (jak jest z roślin, co są jadalne), dodać do kremu…

Zapraszam Was do tego kwietnego projektu!

PS. Filmy przygotowałam  przy okazji występu w Dzień Dobry TVN i od dawna są na YouTube, ale teraz jakoś była okazja, żeby napisać pełny post :)

kwiaty

Woda kwiatowa = hydrolat = hydrosol

Możecie spotkać się z tymi trzema określeniami, które są zasadniczo używane jako synonimy, ale nie zawsze stosowane są dokładnie.

  • Woda kwiatowa: bardzo popularne, ale warto powiedzieć, że niekoniecznie może być pozyskana z kwiatów. Np. po destylacji żywicy, mojego ukochanego olejku kadzidłowego zostaje nam woda, którą również można używać jako wodę kwiatową (ale przecież jest z innej części rośliny :)). Wodę kwiatową możemy pozyskać z gałązek, liści, kwiatów, całego ziela.
  • Hydrolat: ta nazwa wywodzi się z francuskiego. Mamy tutaj „hydro” – wodę i „lat” od „lait” mleko, ponieważ po destylacji faza wodna często jest mętna i przypominała widocznie komuś mleko.
  • Hydrosol: tutaj również mamy „hydro” – wodę oraz „sol” od „solution”, czyli „roztwór wodny”.

Elegancko, prawda? :)

 

W hydrolacie znajdziemy cząsteczki rozpuszczalne w wodzie

W dużym skrócie to pachnąca woda, która powstaje podczas procesu destylacji olejków eterycznych. Tak jest w teorii. W praktyce najlepsze hydrolaty są destylowane tylko dla hydrolatu. W tym sensie, że żeby dostać olejek eteryczny trzeba zazwyczaj destylować dłużej i szybciej (olejki są cięższe od wody i potrzebują dodatkowego „impetu”). Najlepsze hydrolaty destyluje się bardzo delikatnie, żeby nie zaburzyć ich struktury. Kiedy destyluję alchemiczne hydrolaty, to woda kwiatowa jest moim celem i robię to wolniej, niż jakbym chciała wydestylować jak najwięcej olejku.

 

A dlaczego nie herbata?

Świetne pytanie!

Zwłaszcza że letnie herbatki są przepyszne!

Ano dlatego, że hydrolat jest dużo bardziej skoncentrowany niż taka herbata. Do herbaty „wejdzie” tylko troszkę różnych rzeczy z roślinki (tyle ile da się wyciągnąć podczas zwykłego zaparzenia).

Tutaj odrobinka chemii.

W roślinach są różne substancje lotne. Jedne kochają tłuszcz i nazywamy je lipofilnymi. Drugie, których jest mniej, kochają wodę i nazywamy je hydrofilnymi. Ta część, która kocha wodę, zostaje w wodzie kwiatowej, bo unosi się razem z parą. Zazwyczaj przypałęta się też parę kropli olejku eterycznego i możliwe, że zobaczysz maleńkie plamki. Jak się raz zrobi hydrolaty, to można docenić olejki eteryczne, bo widać jak dużo trzeba roślin, żeby „wyszło” z nich ileś olejku.

Żebyśmy dobrze się zrozumieli: w hydrolacie nadal jest bardzo, bardzo dużo różnych związków chemicznych, które nazywamy w zielarstwie substancjami czynnymi.

Wystarczy spróbować odrobinkę miętowego czy macierzankowego, żeby się przekonać. To nie są rzeczy homeopatyczne.

 

Po co mi ten hydrolat?

Od kilku lat jak jeżdżę na konferencje aromaterapeutyczne, obserwuję ponowne zainteresowanie hydrolatami. Dawniej, tylko „półprodukt uboczny” destylacji, teraz destylowane dla własnego piękna.

Z pietyzmem odkrywa się je ponownie i poleca tam, gdzie olejki byłyby za mocne, na przykład dla ząbkujących dzieci (smaruje się buzię hydrolatem rumiankowym w środku i olejkiem rumiankowym na policzek). Czasami poleca się je do picia w miejsce olejku: na skórę, do picia, do smarowania.

Dla mnie to jest bardzo ciekawe do obserwowania, jak widzę, że są „dwa obozy”.

Jeden, osób (zazwyczaj nieprofesjonalnych aromaterapeutów), które mówią „Tylko stężone olejki eteryczne!”.

Drugi, gdzie poleca się rozcieńczanie, mówi „mniej znaczy lepiej”, docenia subtelności zapachów, hydrolatów.

Niektórzy nawet dodają kwiatowe esencje Bacha czy homeopatię do równania, ale postawię sprawę jasno:

aromaterapia nie ma nic wspólnego z homeopatią. Wody kwiatowe i olejki eteryczne to zielarstwo wysokich stężeń.

Hydrolat to nie jest coś lepszego czy gorszego od olejków eterycznych, to mikstura na własnych prawach.

 

Co to jest woda kwiatowa?

Czym nie jest woda kwiatowa?

  • woda kwiatowa nie jest wodą z dodatkiem sztucznego aromatu (jak wiele wód różanych dostępnych na rynku, często w sklepach z orientalną żywnością)
  • woda kwiatowa nie jest wodą wymieszaną z olejkiem eterycznym (przecież woda i olej się same z sobą nie mieszają) i może mieć zupełnie inne właściwości. Ja na przykład zostawiam olejki eteryczne w moich hydrolatach, ale nie robię ich tak, że mieszam zwykłą wodę z olejkiem i jakimś rozpuszczalnikiem.

Dodam tutaj, że woda kwiatowa może pachnieć zupełnie inaczej niż olejek eteryczny z tej samej rośliny.

 

Czy warto robić w domu? Może to bez sensu?

Powiem tak. Odkąd destyluję w przepięknych, miedzianych alembikach, za nic bym ich nie zamieniła. Nie ma porównania z taką domową, miskową techniką, a starannie chłodzonym i destylowanym hydrolatem w alembiku. Zapachy rozkładają się zupełnie inaczej, nie wspomnę już o dobrym chłodzeniu.

Domowa destylacja może nie dać takiego aromatu jak oczekujesz, ale związki chemiczne „nadal tam będą”.

ALE to nie znaczy, że nie możesz spróbować, zobaczyć, poczuć samodzielnie. Ze zdziwieniem dowiedziałam się, że w Omanie nadal destylują wodę różaną w bardzo podobny sposób do tego, co Ci pokażę. Co prawda nie z miską, ale wielkimi misami i przykrywkami (niestety byłam tydzień za wcześnie, żeby zobaczyć jak robią to w Górach Zielonych). To bardzo prosty sposób i w sumie czemu nie zrobić tego chociaż raz tak, jak kiedyś, na początku?

Przecież alembiki to „dopiero” okolice IX wieku ;-). Ja tam lubię robić rzeczy od samego początku.

 

Wodę kwiatową bardzo łatwo można przygotować w domku

Technika jest bardzo prosta i pokazuję ją na dwóch filmach.

Generalnie jak widzicie macie:

  • garnek
  • cegłę
  • miskę
  • lód (tutaj uwaga:  z doświadczenia mogę Wam powiedzieć, że lód lepiej jest jednak trzymać w woreczkach i wymieniać w razie potrzeby: wyciąganie za każdym razem miseczki z rozpuszczonym lodem nie jest łatwą sprawą :))
  • wodę, najlepiej miękką.

I to naprawdę tyle!

Proste ustawienie do przygotowania wody kwiatowej

Z jakich kwiatów przygotować wodę kwiatową/hydrolat?

To zależy od Was :) Sama używam takich roślin:

  • róża pachnąca
  • lawenda (a jakże!)
  • rumianek
  • lipa
  • krwawnik
  • mięta
  • melisa
  • tymianek
  • oregano
  • bazylia

Od razu Wam powiem, że dobrze jest wodę nasycać świeżymi kwiatami co najmniej dwa razy (trzy nawet lepiej). Będzie pachniała bardzo delikatnie, może mieć mętny, brunatny, złotawy lub zielonkawy kolor. To jest w porządku!

Do wody kwiatowej możecie dodać 1 łyżeczkę gliceryny na każdą szklankę.

Wodę należy przechowywać w lodówce, bez konserwantu to około 7 dni.

Jeśli chcecie przechować dłużej, trzeba ją jakoś zakonserwować: alkoholem (30-40%, ale wtedy trzeba będzie rozcieńczać przed użyciem) albo najlepiej konserwantem kosmetycznym.

Ja swoich hydrolatów nie konserwuję, bo polegam na właściwościach antybakteryjnych miedzi i własnych procedurach sterylności.

To nie jest standard. Większość hydrolatów sprzedawanych w sklepach ma jakieś konserwanty, bo musi, jeśli mają mieć dłuższą datę ważności. Albo świeże i małe partie (co jest dość trudne do zrobienia, bardzo czasochłonne, nawet jak się ma sprzęt) albo większe z konserwantem.

 

Książki o hydrolatach dla ciekawych, które warto przeczytać!

PS. Wiem, że lubicie czytać. Jeśli już teraz zafascynował Was temat hydrolatów i wód kwiatowych, polecam Wam następujące książki: można zakupić w wersji elektronicznej – ja trzymam u siebie na Kindlu (podlinkowałam link afiliacyjny do Amazon.com).

Hydrosols: The Next Aromatherapy

Bardzo ciekawa książka o hydrolatach, z której sporo korzystałam pisząc ten post. Napisana przystępnym językiem i bardzo przyjemna lektura. Dodatkowo omówienie konkretnych hydrolatów i ich właściwości. Jeśli miałabym brać jedną, wzięłabym właśnie tę. Zawsze wracam do książki Suzanne z przyjemnością. Dobre formatowanie na Kindlu:). Właściwie to jedyna książka, której prawdopodobnie będziecie potrzebować.

 

 

Understanding Hydrolats: The Specific Hydrosols for Aromatherapy: A Guide for Health Professionals, 1e (Understanding Hydrolats S) – świetna książka ze świetnej serii. Dużo wiedzy, dużo nauki, dużo badań, dość przystępny język. Myślę, że tylko dla szaleńców ziołowych. Jeśli lubisz chemię i chcesz wiedzieć „jak co działa” z naukowego punktu widzenia, to jest pozycja dla Ciebie.

 

 

 

Essential Waters: Hydrosols, Hydrolats & Aromatic Waters – To jest książka, której osobiście nie czytałam, ale ma dość dobre recenzje. Wydaje mi się, że treść będzie się nieco dublować z „Hydrosols the next aromatherapy”, dlatego można wybrać albo tę albo tę. Plus tej pozycji jest taki, że kosztuje obecnie 4 dolary w wersji elektronicznej.

 

 

 

 

PS. Tutaj możesz przeczytać o moim hydrolacie z różą i olejkami kadzidłowymi. Mgiełka Wdzięczności pięknie pachnie, super działa na cerę, a do tego po włożeniu do lodówki fajnie orzeźwia :)

Podobał Ci się ten wpis? Podaj dalej!