Warszawsko. Ramsay: Pakieciki z pieczoną solą i ziołami.

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:


Stoimy w olbrzymim korku. Samochody wydają się wcale nie poruszać, z nieba siąpi deszcz i zacina wiatr. Pomimo późnej godziny, biurowce nadal są rozświetlone.
Jedziemy wolno – staram się wertować po cichu książkę kucharską i puszczać mimo uszu siarczyste uwagi Pana na temat organizacji ruchu w stolicy. Z plakatów uśmiechają się do nas politycy, których wizerunki tworzyli ludzie o mniejszej lub większej znajomości Photoshopa.

Warszawa.

W pewnym momencie mój wzrok trafia na taki oto plakat:

Stoimy w korku od 40 minut. Zaczynam nucić „Warszawa da się lubić..”, ale wzrok Pana dość jednoznacznie wskazuje co o tym myśli. Wzdycham i dodaję od siebie..

– Zakochaj się w Warszawie.. Tak, to musiałaby być bardzo patologiczna miłość…

—————–

Nie wiem czy lubię Warszawę czy nie. Tutaj po raz pierwszy spotkałam się z moim Panem i z Nim będzie mi się kojarzyć warszawska starówka, kolorowo-pstrokate kamienniczki, i balet Jezioro Łabędzie.

Uważam, że nie ma całkowicie ładnych miast – każde ma swoją szpetną twarz, wystarczy przejść się po przedmieściach albo starych osiedlach.. wszędzie spotkamy stare, odrapane bloki, popsute drogi i wielkie kałuże..

Dlatego, nie narzekam aż tak bardzo na stolicę. Być może dlatego, że rzadko bywam i ma dla mnie urok nowości.

Może to nie jest jakieś objawienie ale ostatnio jadłam najlepsze do tej pory rurki z kremem i pyszne cappucino u Braci Gessler na Krakowskim Przedmieściu (niestety zdjęcia mam tylko z komórki;-))

Warszawa da się lubić.
Ale mówić o zakochaniu to w moim przypadku zbyt dużo…

———-

Przed chwilką dojechałam do mojego krakowskiego mieszkanka. Małego, ale mojego. Pozłorzeczyłam na pociąg intercity, który miał 40 minut spóźnienia, Pocztę Polską, gdzie stałam pół godziny w kolejce po avizo, ale teraz jestem u siebie,robię zupę, wypiję olbrzymi kubek herbaty i zacznę powoli się uczyć…

Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. W swoim domu. Naszym domu.

————-
A teraz chciałam Wam przedstawić przepis – mam nadzieję, że niecierpliwi z łatwością trafili do meritum:-) – który przygotowałam przed wyjazdem.

Zapraszam na pieczone pakieciki z soli z aromatycznymi dodatkami: marchewką, czosnkiem, marynowanymi marokańskimi cytrynami (przepis na marokańskie marynowane cytryny możecie znaleźć tutaj), tymiankiem, rozmarynem. Wszystko polane białym winem.

Brzmi fikuśnie, ale składniki są łatwo dostępne (użyłam mrożonej soli) a wykonanie ekspresowe. Moim zdaniem pomysł jest świetny i wart uwagi, oraz dalszych eksperymentów.

Przepis pochodzi z książki Gordon Ramsay Best Menus (o której wkrótce, od siebie dodam, że recenzja będzie jak najbardziej pozytywna;)).

Całość jest jędrna, aromatyczna, ale bez przesady – nadal zostaje lekko i elegancko. Takie dania sprawiają, że nie mogłabym być wegatarianką :-)

  • Ale za koleją, jak wyglądają takie pakieciki?
Pakieciki to nic innego jak sola z przyprawami i warzywami, owinięta papierem pergaminowym. Zawiązana lninanym sznurkiem pięknie się prezentuje i tworzy „pakiecik/prezencik”, który każdy z naszych gości może sobie samodzielnie otworzyć.

 

 

Gotowy pakiecik z aromatyczną solą.


Przygotowanie jest bardzo proste.

Potrzebujemy składników:

(proporcje dla dwóch osób, jest to moja luźna interpretacja przepisu)

2 filety soli (rozmrożone)
4-6 ząbków czosnku, obranych ale nie zgniecionych
pokrojone w słupki dwie niewielkie marchewki
marynowana cytryna, pokrojona (opcjonalnie)
gałązki rozmarynu, tymianku (całe)
oliwa z oliwek (lub łyżeczka masła na każdy pakiecik)
odrobina białego wina, wedle uznania (używam pół-wytrawnego)
sok z połowy cytryny
sól, pieprz

+ papier do pieczenia (kwadrat około 30*30cm na jeden pakiecik), nić kuchenna
+ talerzyk taki jak do zupy, ułatwia zawijanie.

Talerzyk wykładamy papierem.

Wykonanie jest banalnie proste. Na talerzyku układamy składniki „suche”, oddajemy zioła, polewamy oliwą i winem (ostrożnie)

Pakieciki przed zwinięciem i pieczeniem.. nie mam zdjęć po pieczeniu, gdyż każdy otwierał sobie swój pakiecik, nie chciałam psuć przyjemności jedzenia:-)

Uwaga: jeśli uważacie, że wasz papier nie jest wystarczająco mocny, możecie stworzyć pakiecik z dwóch arkuszy (co zresztą zaleca Ramsay, mi wystarczył jeden).

Wkładamy pakieciki do naczynia żaroodpornego (lub na wyłożoną blachę) i pieczemy około 20 minut w temperaturze 180-200 stopni. Wyjmujemy gotowy pakiecik i przekładamy na podgrzane duże talerze. Na stole można położyć nożyczki i dodatkowy talerzyk służący do odkładania nitek.

Po wyciągnięciu z piekarnika otrzymujemy taki oto pakiecik:

Pakiecik z solą, po upieczeniu.

 

 

Podałam z lekkim białym winem, kawałeczkami cytryny oraz puree z ziemniaków i z dyni.


Smacznego!