Nie bój się marzyć czyli szóste urodziny bloga.

Oceń ten post
Kategorie:
Podziel się z innymi:

Dzień dobry,

Niektórzy z początkiem września przypominają sobie koniec wakacji.
Inni, jak to było iść do szkoły: pachnącą wyprawkę, nowe buty czy plecak o charakterystycznym zapachu nowej skóry.

Mi przypomina się słoneczny dzień na Warmii, kiedy mój znajomy rzucił:

– Skoro tyle ostatnio gotujesz i czytasz blogów, to dlaczego sama nie napiszesz swojego? Zobacz, miesiąc temu kupiłaś sobie lustrzankę, co Ci szkodzi popisać? Chętnie poczytam.
– Nie wiem. Może dlatego że nie umiem jeszcze dobrze gotować. Ani fotografować. Sama nie wiem.

Kilkanaście minut wcześniej zrobiłam TO zdjęcie:

Możecie mi wierzyć albo nie, ale wtedy niesamowicie mi się podobało.

To był początek mojej przygody z lustrzanką i niezamazane zdjęcie i jeszcze takie, gdzie bardzo ładnie pada światło.

Pomyślałam wtedy, że – ojej – może warto upamiętnić tę chwilę.

Wtedy powstał mój pierwszy post. Bardzo głęboki i sentymentalny, gdzie tłumaczę również niesamowite przygody podczas wyboru swojej pierwszej nazwy;).

Czasem myślę sobie, ile mogłoby być „gdyby”.

Gdybym nie zobaczyła billboardu „White Plate” (dla niezorientowanych – kultowy już teraz blog kulinarny) wiszącego ponad sześć lat temu gdzieś na ulicy w Krakowie, pewnie nigdy nie zajrzałabym na bloga i nie wiedziałabym co to jest. Nadal przypalałabym wodę i potrafiła co najwyżej odgrzać pizzę w piekarniku.

Gdybym nie kupiła kilka miesięcy wcześniej, zupełnie impulsywnie używanej lustrzanki za ostatnie pieniądze ze stypendium naukowego, zapewne nawet nie tęskniłabym za fotografią.

Gdybym nie spędziła tego dnia w domku na Mazurach..

Moje życie mogłoby teraz wyglądać zupełnie inaczej. Nie wiem czy lepiej  czy gorzej. Nie wiem, czy byłabym mniej czy bardziej szczęśliwa. Po prostu byłoby inaczej.

Be careful what you wish for..

Uważaj, czego sobie życzysz – mawiają Anglicy.

Coś w tym jest. Gdyby ktoś, sześć lat temu, powiedział mi jak teraz będzie wyglądać moje życie, to popukałabym się w czoło.

Jako dziecko marzyłam, żeby zostać ekologiem..

Obecnie kończę drugie studia ziołoznawcze, zaczynam kurs zielarski..

Chciałam również być naukowcem i odwiedzać lasy tropikalne..

Co prawda naukowcem jeszcze nie jestem i las tropikalny wciąż jest na liście (klimat subtropikalny za to został już „zaliczony”), ale miałam przyjemność brać udział kilku badaniach etnobotanicznych i pracuję obecnie nad doktoratem z tej dziedziny.

Ogólnie to mają dobrze Ci ludzie, którzy podróżują..

Nie nazwę się Wielkim Podróżnikiem, ale roku od założenia bloga odwiedziłam Andaluzję oraz Gruzję. Dla mnie to dużo:)

„Byłoby wspaniale móc kiedyś pisać do czasopism”..albo być fotografem kulinarnym.

Obecnie współpracuję praktycznie na stałe z czterema ogólnopolskimi tytułami.

„Moje Gotowanie”, „Wróżka” (gdzie piszę o ziołach), Weranda Country oraz kwartalnik Claudia Apetyt.. Dodatkowo współpracuję z kwartalnikiem Vita Rustica. Trochę tego jest:)

Co do fotografii kulinarnej to przykład marzenia, co do którego wydawało mi się, że chcę je w pełni zrealizować. To jest pełnoetatowo bardzo ciężki kawałek chleba.

Nadal uwielbiam fotografować, przygotowuję sesje na bloga, na zlecenie czy do magazynów, jednak już teraz wiem, że bycie pełnoetatowym fotografem kulinarnym i skupienie się tylko na tym (pewnie by się udało, gdybym się uparła), nie dałoby mi tyle radości co np. poszukiwanie olejków eterycznych do sprzedaży, kręcenie filmów czy czytanie artykułów naukowych..

Musi być niesamowicie napisać własną książkę..

Książkę jedną – na temat kosmetyków naturalnych  – udało mi się już napisać. Mam propozycję napisania kolejnej, mam też kilka wstępnych pomysłów,  jednak wiem, że w tym roku nie dam rady pracować nad materiałem, myślę, że w zimie sobie uporządkuję pewne sprawy..

Podziwiam osoby, które prowadzą warsztaty kulinarne,  też chciałabym tak kiedyś..

Od miesiąca zaczęłam prowadzić warsztaty ziołowo-kosmetyczne u mnie w domu. Dopiero się rozkręcam (w sobotę kolejne warsztaty, więc czeka mnie długa noc przed przygotowywaniem materiałów itp:)) i myślę, że jeszcze jesienią coś sobie fajnego zrobimy.

Takie wpływowe blogerki to tylko dziewczyny piszące o kosmetykach i ubraniach.. Fajnie byłoby być rozpoznawalnym w blogosferze jeśli prowadzi się bloga o innym temacie..

W tym roku tak się zdarzyło, że miałam prelekcję na Blog Forum Gdańsk i jeszcze zmieściłam się na liście wpływowych blogerów Tomka Tomczyka. Co prawda na blogu robię 1/3 tego co tak naprawdę chciałabym i jakie mam ambicje, ale zawsze mówię sobie, że co się odwlecze to się podwoi:-)

Fajnie byłoby kiedyś mieć w domu nieograniczone zasoby olejków eterycznych i przestać je sprowadzać zza granicy…

Otwieram firmę, która będzie sprzedawać olejki eteryczne najwyższej jakości. Jestem właśnie na etapie finalizacji doboru towaru z tych zbiorów i grzebię w szablonie sklepu internetowego i masie innych rzeczy (pudełka, pudełeczka, regulaminy, certyfikaty itepe itede). Oznacza to w praktyce może nie nieograniczone, ale duże zasoby olejków do własnego użytku, top jakości:).

Za każdym razem kiedy słyszę: „Dla humanistów po studiach nie ma przyszłości” to tylko lekko się uśmiecham.

Jeśli masz pasję do czegoś – nie ważne czy to dzierganie, robienie mydeł czy jeżdżenie na rowerze – zawsze możesz wziąć odrobinkę przyszłości w swoje ręce. Nie bać się marzyć i sięgać po marzenia. Nie musisz od razu robić wszystkiego, ale warto być otwartym na to, co może przynieść życie. A zazwyczaj jest tak, że jeśli o czymś marzymy i coś kochamy, to w tej kwestii dostajemy zazwyczaj dobre rzeczy od życia.

Hej, marzenia same się nie spełnią!

To nie oznacza, że zrobi się samo, łatwo i bez problemów.
Uwielbiam to co robię, ale ma to również swoją cenę.

W moim wypadku jest to ryzyko finansowe, zarywanie nocy, brak stałego miejsca zamieszkania (aktualnie wyznaję zasadę „tam mój dom gdzie moje wi-fi”;) i życie na walizkach. W przeciągu ostatnich dwóch miesięcy wyjeździłam się sporo pociągami i autobusami – wrzesień również zapowiada się bardzo mobilnie.Tydzień w domu na wsi, tydzień w Krakowie, tydzień w Krośnie na kursie, potem wyjazd do Warszawy, znowu mieszkanie w Krakowie, konferencja w Lublinie, potem znowu Kraków, Krosno, Kraków, Gdańsk.. Lubię ruch, lubię ludzi i lubię podniety intelektualne, więc nie narzekam, ale wszystko ma swoją cenę.

Ze względu na wyjazdy musiałam zrezygnować z przygotowywania części przetworów tego roku (może jeszcze nadrobię). W między czasie ciągle czytam (także artykuły naukowe), przygotowuję się do kursu on-line o aromaterapii, chciałabym jesienią zapisać się na krótki kurs Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, kupić alembik i takie tam..

Ceną dużej ilości projektów wrześniowych jest też to,  że nie mam możliwości pisać dla Was tak często jakbym sobie tego życzyła.  W notatniku czeka bardzo długi spis tematów do poruszenia, a jak wiecie, ja nie lubię poruszać po łebkach:).

Piszę rzadziej nie dlatego, że skończyły mi się inspiracje czy nie mam o czym pisać lub dopadła mnie niemoc twórcza. Wprost przeciwnie:).  Pomysłów jest aż nazbyt. Mam jednak nadzieję, że mi wybaczycie, ponieważ mam takie poczucie, że wszystko, co zainwestuję w siebie – ziołowo, kulinarnie, podróżniczo – wcześniej czy później wróci na bloga.

Nie wiem co będę robić za rok czy za pięć lat. Wiem tylko mniej więcej, co chciałabym robić. Na razie mocno pracuję nad tym, żeby jak najwięcej marzeń mogło się spełnić. W końcu to one sprawiają, że życie staje się lepsze i łatwiej jest podnieść się po okresach smutku, żalu czy tęsknoty.

Dziękuję, że ze mną jesteście.

Nie bójcie się marzyć, zaczynać od małych rzeczy. Nigdy nie wiecie, gdzie Was zaprowadzi życie!

Podobał Ci się ten wpis? Podaj dalej!